niedziela, 24 września 2017

Cybernetyfikacja – rozdział 4.

Panorama Miasta nie jest już tak nowoczesna, za to zdecydowanie bardziej dramatyczna. Może to i dobrze, chociaż trochę szkoda centrum – rozmyślał generał. Gdyby tylko dało się to rozwiązać jakoś inaczej, nie zniszczyć wtedy drapaczy chmur, a precyzyjnymi atakami zlikwidować lub chociaż pojmać ówczesną władzę, która i tak nie miała niemal żadnej kontroli nad ludźmi na swoim terenie... Potrząsnął głową. Znów rozmarzył się, wpatrując w panoramiczne okno zastępujące jedną ze ścian jego biura w ocalałym wieżowcu. Na dodatek, oficerowie już kilka minut oczekiwali na rozkazy, a on wciąż milczał, wpatrując się w zniszczone budynki.


- Neumann, zajmiesz się wyciszeniem tego pożaru, zlikwidujesz ślady, pozbędziesz się świadków – przemówił w końcu. – Astanow, ty dopilnujesz, by dokładnie spenetrowano zawalone korytarze pod zakładem, gdzieś tam mogą być jeszcze dokumenty i inne ślady buntowników. Chcę, żeby przeczesany został każdy centymetr, przesunięty każdy mebel. Na pewno mieli kilka dróg ucieczki, je również musicie znaleźć, ktoś może ukrywać się w ocalałych fragmentach tuneli. Karchowski, przesłuchasz pojmanych, a następnie zlikwidujesz tych bez ważnych informacji. Nie nagłaśniaj tego, przygotujemy im dużo bardziej medialny koniec. Na zidentyfikowanych przywódcach wymusisz przyznanie współpracy z handlarzami zatrutym symbiotykiem oraz czerpanie zysku na jego rozprowadzaniu wśród młodzieży.

Oficer nazwany przez generała Karchowskim, a wśród podwładnych cieszący się wiele mówiącym przydomkiem „Kat”, uśmiechnął się połową twarzy i lubieżnie oblizał wargi. Druga połowa była niemal w całości pokryta różową, bliznowatą tkanką, pamiątka po bliskim spotkaniu trzeciego stopnia z promieniem blastera. Lew obserwował go z boku, odkąd pamiętał ten człowiek w fascynował go w pewien sposób. Czerpał przyjemność z zadawania bólu innym. Na co dzień kulturalny i szarmancki gentelman, wzór oficera, zmieniał się gdy tylko mógł oddać się swemu okrutnemu hobby. Potrafił wprost z eleganckiego przyjęcie, gdzie pił lampkę szampana i omawiał z innymi dowódcami strategię postępowania lub najnowsze wydarzenia kulturalne z ich żonami pojechać prosto do więzienia i w progu strząsnąć z siebie człowieczeństwo.

Lew nie znał drugiego takiego człowieka i nie życzył sobie kiedykolwiek jeszcze takiego spotkać, ale Karchowski był przydatny. Nikt inny tak skutecznie nie wydobywał z więźniów informacji. Jak dobrze, że ojciec ma już ludzi od takiej roboty, ja ani nie potrafię, ani nie chcę zajmować się czymś takim – pomyślał. Znów usłyszał głos generała i natychmiastowo odwrócił wzrok w jego stronę. Nie mógł okazać braku szacunku w takim momencie, kiedy ojciec zwracał się do niego wprost w towarzystwie innych oficerów.

- Lew, chcę żebyś ty osobiście przesłuchał jednego z więźniów. Tego, który obudził się wcześniej i jakimś cudem – w jego głosie zabrzmiała przygana – zdołał zabić jednego z twoich ludzi. Należy obchodzić się z nim ostrożnie, jego organizm odrzucił symbiont i teraz nadmierny szok może go nawet zabić.

- Tak jest… ojcze. – Generał spojrzał na niego, lekko mrużąc oczy. Nie lubił podkreślania rodzinnych relacji w czasie służby. Po dłuższej chwili milczenia wydał kolejny rozkaz.

- To koniec dzisiejszej odprawy. Odmaszerować!

W drodze do więzienia Lew zastanawiał się, co takiego specjalnego było w buntowniku, którego miał przesłuchiwać. Jak udało mu się przerwać sen kontrolowany przez symbiont, a potem jeszcze, mimo pożaru, niemal wydostać się z budynku, po drodze zabijając komandosa, członka elitarnej jednostki, której szkoleniem zajmował się osobiście? Dlaczego jego organizm odrzucił symbiont i teraz powoli się go pozbywa, czego skutkiem ubocznym jest nadwrażliwość na bodźce i niewłaściwa gospodarka hormonalna, do tego stopnia że pająk schodzący po ścianie potrafi wywołać zawał serca lub śpiączkę, nawet gdyby wcześniej pacjent zajmował się hodowlą ptaszników?

Trzeba będzie wypytać jeszcze kilku lekarzy, którzy zajęli się nim bezpośrednio po schwytaniu oraz tego, który odkrył odrzucenie symbiontu i praktycznie uratował mu życie – pomyślał, wysiadając z wojskowego transu. Ich sieć, choć poważnie uszkodzona podczas ataku, została jeszcze rozbudowana o część służącą wyłącznie armii. Szybkim krokiem przeszedł przez opustoszały wczesnym rankiem plac przed więzieniem i wmaszerował do środka, po drodze jedynie przykładając identyfikator do ściany. Naziemna część miejsca odosobnienia była tylko fasadą, obszar cel zaczynał się kilka pięter pod ziemią. Dostanie się tam było znacznie trudniejsze, nawet dla wysoko postawionego dowódcy. Kontroli podlegali wszyscy. Przed windą, jedynym środkiem transportu do właściwej części więzienia musiał wylegitymować się, przejść przez wykrywacz metali i zdać broń do depozytu. Na dole czekała go jeszcze jedna szczegółowa kontrola i wyrywkowe sprawdzenia podczas przechodzenia między sektorami. Gdy dotarł w końcu do ostatniego sektora, izolatki i szpitala, pierwsze kroki skierował do ordynatora więziennego oddziału.

Święciński, tak nazywał się młody neurochirurg, do którego skierował go ordynator. Sprowadzony specjalnie do zakładu leczenia internowanych z prestiżowej kliniki, zmuszony do podpisania lojalki i pospiesznie wprowadzony w szczegóły, wydawał się być zadowolony ze swojej sytuacji. Ciekawe, jakie pieniądze zaoferowali mu za doprowadzenie specjalnego więźnia do stanu używalności – pomyślał Lew. Na pewno na tyle duże, żeby opłacało mu się na nieokreślony czas przerwać obiecującą karierę. Był najlepszy w swojej dziedzinie, jako pierwszy przeprowadził usunięcie symbiontu bez doprowadzenia pacjenta do obłędu.

Siedzieli w jego tymczasowym gabinecie. Święciński właśnie kończył wyjaśniać mu, czemu mózg jego specjalnego pacjenta odrzucił symbiont, pozwalając wybudzić się z indukowanego transu i wydostać się ze swojego stanowiska pracy.

- Widzi pan – tłumaczył – przyczyną był najprawdopodobniej trefny, niewłaściwie przyrządzony symbiotyk. Na pewno nie został odebrany od jednego z naszych symbiologów, musiał być wyprodukowany w nielegalnej fabryce. Tam często nie przestrzega się ani podstawowych zasad bezpieczeństwa, ani czystości symbiotyku. – na jego twarzy malowało się zdegustowanie. – Czasem zdarza się, że jest on do tego stopnia zanieczyszczony, ba, czasem nawet specjalnie doprawiony nielegalnymi domieszkami, że wywołuje poważne uszkodzenie mózgu, symbiontu lub obu. Ten tu – w tym momencie wskazał palcem ścianę, za którą znajdowała się cela – miał na tyle szczęścia, że to symbiont został zniszczony, a on sam trafił pod moją opiekę. To było wyjątkowo ciężkie odrzucenie. Przez wiele lat używał symbiontu, w tym do kontroli implantów. Prawdopodobnie został zmuszony do instalacji go właśnie przez was, w pierwszej turze testów.

- Pomińmy szczegóły i przejdźmy do faktów. – powiedział Lew, patrząc na uśmiechającego się kwaśno lekarza. – W jakim jest stanie teraz? Da się z nim rozmawiać?

- Jak najbardziej, tyle że – znów kwaśny uśmiech – nie gwarantuję, że jego mózg będzie przy tym obecny.

Ani jeden mięsień na twarzy Lwa nie drgnął, chociaż wymagało to niejakiego wysiłku. Raczej żeby nie zetrzeć doktorkowi tego uśmieszku z twarzy niż samemu go nie powtórzyć, chociaż żart w sumie się udał.

- Doskonale. Udajmy się teraz do niego.

Święciński wzruszył ramionami. Wyszedł z gabinetu, minął pomieszczenie strażników, niedbale machnął identyfikatorem przed skanerem i otworzył drzwi do celi. W środku, przykuty kajdankami do łóżka, leżał młody mężczyzna. Lew ocenił go na jakieś dwadzieścia, może dwadzieścia dwa lata.

- Proszę przygotować go do przesłuchania – polecił. – Jeśli jest taka potrzeba, niech pan poda leki pobudzające, dodatkowo przygotuje pan zastrzyk z pentotalu sodu.

Sam otworzył teczkę z aktami internowanego, którą otrzymał przy wejściu na najpilniej strzeżony oddział. W trakcie dojazdu do więzienia przeczytał pobieżnie wszystkie informacje, które dotyczyły specjalnego więźnia, ale skupił się raczej na okolicznościach pojmania. Nadal zadawał sobie pytanie, jak to chuchro z przestarzałymi wszczepami mogło zdziałać cokolwiek przeciwko świetnie wyposażonemu i wyszkolonemu komandosowi.

Odpowiedzi kryły się blisko. Leżały o krok od niego, bezpieczne głęboko w hipokampie, ukryte pod osłoną twardej czaszki. Pytanie, czy rozkładające się resztki symbiontu nie uszkodziły połączeń pomiędzy neuronami. To byłaby niepowetowana strata, pomyślał, ale jego twarz pozostała kamienna.

Doktor podniósł więźnia, rozkuł i posadził na krześle. Półprzytomny, nie był w stanie nawet wstać z łóżka. Jego oczy były mętne, bez znaku zrozumienia. Po twarzy ściekała strużka śliny.

- Podam mu teraz środek, który powinien szybko przywrócić go do rzeczywistości, ale proszę uważać – ostrzegł Lwa lekarz. – Niektóre obszary mogły się jeszcze nie zregenerować i istnieje szansa, że zarówno pamięć krótkotrwała, długotrwała i percepcja nie będą funkcjonować poprawnie.

Mówiąc to, wyciągnął z jednej z przepastnych kieszeni swojego fartucha iniektor, szybkim ruchem przyłożył go do ramienia przesłuchiwanego pacjenta i wstrzyknął stymulant. Źrenice siedzącego na krześle pacjenta nagle rozszerzyły się, a przez ciało przeszedł dreszcz. Głęboki wdech słychać było pewnie nawet w dyżurce strażników za grubą, żelbetonową ścianą. W oczach nagle zalśniła inteligencja, a ręce pofrunęły w stronę wciąż stojącego obok neurologa. Na szczęście organizm, wciąż osłabiony po odniesieniu wyniszczających obrażeń, nie wrócił do formy i ruchy były rozpaczliwie powolne. Lekarz odsunął się na bezpieczny dystans, a więzień stracił równowagę. Przestarzały implant z wyczerpaną baterią usunięto, ale nie zastąpiono go jeszcze biokończyną ze względów bezpieczeństwa. W końcu jednonogi pacjent przechylił się niebezpiecznie i spadł z krzesła.

Do celi, zwabieni hałasem, wpadł strażnik. Lew wskazał na leżącego na ziemi więźnia, a klawisz ze zrozumieniem pokiwał głową i pomógł doktorowi usadzić na krześle niepokornego pacjenta. Przykuty, jedynie wodził po pomieszczeniu wzrokiem. Lew ruchem ręki odprawił strażnika i usiadł na krześle po drugiej stronie prostego, kwadratowego stolika z kompozytu. Przywołał interfejs. Uproszczony, ze względu na to, że oparty był o krzemowy procesor, a nie technologię symbiotyczną. Tak było bezpieczniej, jednak klasyczny komputer pokładowy nie był w stanie obsłużyć zaawansowanego systemu indeksowania i przechowywania akt w bazie danych, więc musiał posługiwać się zewnętrznym nośnikiem, symbiotycznym dyskiem twardym. Cienki jak kartka papieru, posiadał elastyczny wyświetlacz oparty o dwie inteligentne ciecze o różnym kolorze, układające między dwiema warstwami cienkiej folii dowolny wzór. Położył na stoliku teczkę, powoli otworzył ją i ostrożnie wyciągnął z niej nośnik danych. Pod wpływem jego dotyku zielono – biały ekran ożył, natychmiastowo wydobywając z pamięci ostatnio przeglądane dokumenty. Wśród nich znajdowały się również akta osobowe więźnia.

- Marek Śniadecki, stały mieszkaniec miasta od Dnia Zwycięstwa, wcześniej dojeżdżający w celach edukacyjnych – odczytał Lew. – posiadacz symbiontu serii D klasy cywilnej, zaimplementowanego w ramach operacji „Świadomość”. Właściciel licznych wszczepów, z których część jest obecnie nieaktywna ze względu na remisję symbiontu i utratę kontroli nerwowej nad robotycznymi interfejsami. Rodzice: nieznani, pozostali poza Miastem. Pracownik jednej z korporacji zajmującej się zaawansowanymi obliczeniami z wykorzystaniem możliwości ludzkiego umysłu, ciężko ranny w czasie ataku na centralę ruchu oporu znajdującą się w jego miejscu pracy.

Więzień zmrużył oczy i lekko pokiwał głową, najwyraźniej wyrażając swoiste uznanie dla pracy wywiadu. Lew nie zdziwił się, pewnie przez lata życia w miejskim podziemiu wydawało mu się, że jest niewidzialny dla rządowego radaru. Ale nikt nie był, jeśli tylko posiadał w sobie choć gram technologii symbiotycznej. Wkrótce po Dniu Zwycięstwa naukowcy odkryli pierwszy w pełni funkcjonalny symbiont, a niedługo potem rozpoczęto na masową skalę implementować go mieszkańcom. Siedzący przed Lwem mężczyzna nie był wyjątkiem. symbiont raportował wywiadowi o wszystkim co robił jego posiadacz, chociaż w tym konkretnym mechanizmy śledzące czasem wyłączały się, prawdopodobnie ze względu na nielegalną modyfikację.

- Symbiont, prawda?

Lew drgnął, zaskoczony. Pierwszy raz usłyszał głos więźnia. Biorąc pod uwagę swoje doświadczenie w przesłuchiwaniu złapanych buntowników, nie spodziewał się takiego spokoju i chłodnej analizy.

- Prawda – odpowiedział krótko. – znaliśmy każdy twój ruch.

- W takim razie, skoro już doskonale wiecie kim jestem i czym się zajmuję – więzień wyraźnie całkowicie odzyskał już świadomość i zdolność logicznego myślenia – może przejdziemy do innej, równie ważnej kwestii?

Lew zaczynał się czuć jakby to jego przesłuchiwano. Jednonogi chłopak był niezły, prawdopodobnie inteligentny jak cholera i chłodno myślący. Postanowił dać mu iluzję kontroli i pytająco uniósł brwi.

Więzień przewrócił oczami.

- Dlaczego ja jestem tu? – spytał. – Skoro wiecie, że nic nie zrobiłem?

Lew pozwolił sobie na złowrogi uśmiech.

- Kupowałeś nielegalny, skażony symbiotyk – zaczął wyliczać. – Pracowałeś w firmie, która była przykrywką dla działalności anarchistycznych buntowników. Jesteś pierwszym znanym przypadkiem wybudzenia ze snu indukowanego bez całkowitej utraty zmysłów, co może być skutkiem nielegalnych badań nad zakazanymi dziedzinami technologii symbiotycznej. Podczas ataku opierałeś się przy zatrzymaniu i zaatakowałeś funkcjonariusza sił specjalnych, co gorsza, spowodowałeś poważnie oparzenia twarzy ładunkiem paraliżującym o bardzo silnej mocy wystrzelonym z niewielkiej odległości. Jesteś posiadaczem nielegalnych obecnie wszczepów dozujących, prawdopodobnie połączonych z symbiontem w tym samym nielegalnym laboratorium, gdzie kupowałeś symbiotyk.

Spojrzał kpiąco na więźnia, który siedział teraz mniej pewnie, przygryzając wargę. Zaczął nerwowo pukać jednym palcem w oparcie krzesła. Lew ucieszył się, podczas pierwszego przesłuchania chciał go jedynie zmiękczyć, jakiekolwiek informacje spodziewał się uzyskać dopiero podczas następnych sesji. Skończę już na dzisiaj, pomyślał, zostawię go sam na sam z myślami o jego perspektywach.

- Jak widzisz, lista zarzutów jest długa – powiedział. Więzień znowu przygryzł wargę.

I wtedy cały świat eksplodował.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz