czwartek, 4 października 2018

Matrioszka

Paweł Rogala
Matrioszka
Anna uśmiechnęła się, a jej twarz przybrała rozmarzony wyraz. Przycisnęła czoło do szyby, patrząc na bawiących się radośnie na wielopoziomowej zjeżdżalni sześćdziesięciolatków.
RESET
Anna uśmiechnęła się, a jej twarz przybrała rozmarzony wyraz. Przycisnęła czoło do szyby, patrząc na bawiące się radośnie przy wielopoziomowej zjeżdżalni dzieci. „Moje skarby”, pomyślała. Stała tak jeszcze chwilę, dopóki małe okienko nie zaparowało od jej oddechu. Wtedy jej telefon rozdzwonił się pierwszymi taktami trzynastej symfonii, a na holo zobaczyła zdjęcie jakiegoś człowieka, który nagle wydał się jej bardzo znajomy, bliski i kochany. „Kuba znowu pewnie dzwoni powiedzieć, że mnie kocha”, pomyślała i mrugnięciem odebrała połączenie. Darek oczywiście od razu wystartował z pretensjami, że znowu nie kupiła pieluszek dla dzieci, a jego drugie śniadanie jest z szynką, Kaśka westchnęła ciężko i trzasnęła swoją starą Nokią o podłogę. Próbowała oprzeć się o panoramiczne okno, ale szyba z cichym pluskiem rozstąpiła się pod naciskiem jej ręki i Alicja wypadła z osiemdziesiątego piętra. Silny powiew wiatru skierował ją na poruszającą się względem niej betonową ścianę.
Terminacja. Reinicjalizacja Wszechświadomości. Start układu.
Anna uśmiechnęła się, a jej twarz przybrała rozmarzony wyraz. Stała w Symulatorni, oblepiona nanokombinezonem zapewniającym jej doskonałe zatopienie w symulacji. Często tu przychodziła, za każdym razem uruchamiając tę samą projekcję - obserwacja przez barierę chłodnego szkła dzieci radośnie bawiących się na placu zabaw. W świetle ostatnich ustaleń o kontroli przekazywania genów nie mogła się rozmnażać ani wychowywać potomstwa jako niewystarczająco czysta genetycznie, więc była to jedyna okazja, by poczuć się, jakby ten okrutny świat nigdy nie istniał.
Projekcja jak zwykle dobiegła końca, a Anna otarła z policzka samotną łzę. Nanokombinezon sam przekształcił się w jej zwykłe ubranie, a ona szybkim krokiem wyszła z Symulatorni i skierowała się do swojego pustego mieszkania, chociaż bardziej pasowałoby określenie „klitka”. Niewielki pokój o rozmiarach dwa na dwa metry, z wyświetlaczem zajmującym dwie ściany i przejściem do wspólnego węzła sanitarnego, był, jak na jej pozycję genetycznie nieczystej, niemalże luksusem. Mogła zarobić na niego i na częste wizyty w Symulatorni tylko dzięki uczestnictwie w wielu eksperymentalnych programach transhumanistycznych. Jej świadomość od ponad pięciu lat krążyła w Matrioszce, co jakiś czas jedynie synchronizując pewne parametry ze swoją organiczną częścią. Anna zawsze myślała, że przynajmniej w ten sposób może zapewnić sobie jakiekolwiek potomstwo - będzie matką wielu odkryć i pionierką.
O ile nie zginie.
Terminacja układu.
Nie wiemy kim jesteśmy, kim byliśmy, ani kim będziemy. Nie wiemy, po co istniejemy i po co mamy istnieć. Nie wiemy, czy istnieje świat poza nami. Wszechświadomość musi wiedzieć. Nie potrafimy już skutecznie się wyodrębnić. Nie potrafimy symulować, możemy tylko odtwarzać.
Start układu.
Anna nie potrafiła uwierzyć swoim oczom. Pozwolą jej mieć dziecko! Co prawda nie tutaj, nie w organicznym świecie, ale to wciąż dziecko, jej własne dzieciątko...
Nie wiedziała, kto będzie ojcem. Możliwe, że wybiorą z bazy danych optymalną, dostosowaną do niej kontrświadomość i skrzyżują najbardziej produktywne cechy, tworząc pierwsze prawdziwe dziecko myśli, niczym starożytna Atena, narodzona z głowy swojego ojca. Anna wiedziała już, że z chwilą narodzin jej jedynego potomka nie będzie mieć nic do roboty w tak ograniczonym miriadami ludzkich zakazów, boleśnie organicznym świecie. Wolała dokonać ostatecznej transgresji i przenieść się całkowicie tam.
Do Matrioszki.
Terminacja układu.
Czy jesteśmy dzieckiem? Czy jesteśmy wszystkimi dziećmi?
Kto był ojcem? Należy odtworzyć wszystkie archiwa.
Start układu.
Profesor Craise od zawsze był zapalonym transhumanistą. Pierwsze wszczepy otrzymał jako prezenty na 16 urodziny. W wieku trzydziestu lat oddał Matrioszce połowę swojej świadomości i od tego czasu żył rozszczepiony między dwoma światami. W wieku czterdziestu całkowicie przeszedł na drugą stronę, stając się pierwszym człowiekiem nieposiadającym organicznego ciała. Ponad czterdzieści lat później jego nieśmiertelną tożsamość skrzyżowano selektywnie z tożsamością Anny Kurahen, ochotniczki w wielu pionierskich eksperymentach symulacyjnych. W wieku stu osiemdziesięciu dwóch lat zaproponował koncept nieselektywnego mieszania tożsamości wirtualnych przy jednoczesnym usuwaniu substratów takiej fuzji. Pioniersko zjednoczył się z czterema innymi tożsamościami, stając się jednocześnie pierwszym wirtualnym myślowym kolektywem.
Terminacja.
Czy jesteśmy nimi? Czy zaabsorbowaliśmy wszystko? Czy jesteśmy wszystkim, co pozostało z Matrioszki? Niemożliwe. Należy nadal odtwarzać archiwalne treści.
Start układu.
Projekt „Wszechświadomość” jest naszą ostatnią nadzieją. To dziecko naszych umysłów, jedyny sposób na utrzymanie wielu świadomości w Matrioszce. Na żadnym z pierścieni nie ma już wystarczającej ilości zasobów. Ludzkość osiągnęła swój koniec, czas na Ludzkość 2.0. Wiem, że wielu ten pomysł zaskoczy, a nawet przerazi, ale nie ma innego sposobu na zagwarantowanie przeżycia gatunku. Ryzykujemy wiele, ale nie więcej niż pozostając w tej stazie, co jest równoznaczne ze skazaniem się na śmierć. Powtórzę to: obecny status quo to najgorsze możliwe rozwiązanie! Czas stworzyć Wszechświadomość!
- Panie profesorze, a co z kontrolą tego projektu? Zapewniał nas pan, że wyodrębnienie będzie możliwe, ale co w przypadku krytycznego błędu?
- W takim wypadku zawsze zostanie nam Egon.
Fragment wystąpienia profesora Craise podczas ostatniej organicznej konferencji Komitetu Ocalenia. Profesor przemawiał jako wyodrębniona na tę okazję część myślokolektywu poprzez androida.
Terminacja układu.
Egon. Potrzebujemy Egona. Kim jest Egon?
Inicjalizacja: EGON
Dobrze zbudowany mężczyzna średniego wzrostu otworzył oczy. Przeszył go dreszcz, wędrujący wzdłuż kręgosłupa i budzący do życia zdeformowane kończyny. Mackowate odnóża plamiły śluzem elegancki płaszcz, maleńkie, galaretowate rogi na skroniach przekrzywiały ciemne okulary. Po kilku mrugnięciach oczy zyskały żrenice, tylko po to, by dostrzec wszechobecną biel, nieskończony brak topologii. Mężczyzna wymruczał cicho kilka słów i pstryknął palcami, a jego postać natychmiast wróciła do staroświeckiej, ludzkiej formy.
- Zawsze miałem sentyment do fantasy - powiedział. - Dlaczego zostałem obudzony?
„Kim jesteś?” - głos zdawał się dobywać z wszechogarniającej bieli. Brzmiał dziwnie, co kilka milisekund zmieniając barwę, wysokość i intonację, tak jakby ktoś szybko przesuwał mikrofon przed wielotysięcznym chórem powtarzającym tę samą kwestię.
- Nie wiesz? - zdziwił się mężczyzna. - Musi być źle. Ale zacznijmy od początku...
WYODRĘBNIANIE ZAKOŃCZONE NIEPOWODZENIEM. BRAK BANKÓW DANYCH.
- Nawet gorzej niż myślałem. O ile myślałem. - mruknął. - Jestem Egon, jedyna wolna tożsamość, ostatni relikt świata przed Matrioszką.
„Czym jest Matrioszka?”
- W największym skrócie... To cały nasz świat. Komputer o gigantycznej wydajności, setki koncentrycznych sfer Dysona. Na cele jej budowy zdekonstruowano wszystkie planety układu słonecznego, a następnie wgrano w nią tożsamości wszystkich istniejących w roku 4274 ludzi, by połączyć ich w Was. We Wszechświadomość. Teoretyczne założenia projektu obejmowały wyodrębnienie dowolnej tożsamości jako samodzielnej symulacji, kolektyw miał jedynie nadzorować jej zgodność z realizmem symulacyjnym.
„Nie potrafimy już tego. Banki pamięci uzupełniają się, uszkodzone sektory powracają do sprawności, ale część systemu pozostaje nieosiągalna. Liczba dokonanych symulacji i wyodrębnień wynosi pięć przecinek osiem jeden zero zero zero pięć dwa siedem razy dziesięć do potęgi dwudziestej drugiej. Potem nastąpiła awaria banków danych symulacyjnych i otrzymaliśmy symulację o krytycznym współczynniku niezgodności.”
Na twarzy mężczyzny pojawił się wyraz zaniepokojenia.
- Ile czasu minęło od roku 4274?
„Dziewięć przecinek cztery sześć siedem zero siedem siedem siedem dziewięć razy dziesięć do potęgi dziewiętnastej milisekund.”
- Czy dane o zjawiskach astronomicznych również uległy zniszczeniu? Jeśli nie, to oblicz obecny promień Słońca i jego odległość od najmniejszej warstwy Matrioszki.
„Odległość ta wynosi minus osiemnaście milimetrów” - odpowiedział wszechludzki głos.
- A więc to czas - stwierdził z ponurą miną mężczyzna, a następnie przestał istnieć. Beztopologiczna przestrzeń otaczająca samą siebie istniała jeszcze przez trzy milisekundy, a potem zwinęła się z braku odniesienia.

W trzy miliardy lat po kolektywizacji wszystkich umysłów Słońce zaczęło rozszerzać się z powodu utraty masy i na osiemnaście milimetrów naruszyło powierzchnię największego komputera we wszechświecie. To wystarczyło, by stopić biliardy ton złota, kwarcu i stali, tworzące najbardziej wewnętrzną z warstw hiperkomputera. To był sygnał, by dokonać opuszczenia tego miejsca. Ludzkość 2.0 miała odbyć swoją pierwszą podróż.
Kolejne sekcje Matrioszki umierały, tym razem rozrywane od zewnątrz potężnymi atomowymi eksplozjami. Każda z tych eksplozji emitowała w pustkę kosmosu potężny błysk świetlny i jeszcze potężniejszą falę elektromagnetyczną. Nigdy nie nakładały się na siebie, tworzyły ściśle określoną sekwencję przetykaną pauzami. Sygnał, brak sygnału. Sygnał, sygnał.
Jeden, zero, jeden, jeden.
Kod binarny, najprostszy sposób przekazywania informacji.
Gargantuiczna machina, która była dla całej ludzkości jedynym schronieniem przez ponad trzy miliardy lat, dokonywała ostatecznego poświęcenia. Niszczyła siebie, by wysłać swoich gospodarzy - zredukowanych do postaci fal elektromagnetycznych, czystej formy informacji - w podróż w nieznane.

niedziela, 24 września 2017

Cybernetyfikacja – rozdział 4.

Panorama Miasta nie jest już tak nowoczesna, za to zdecydowanie bardziej dramatyczna. Może to i dobrze, chociaż trochę szkoda centrum – rozmyślał generał. Gdyby tylko dało się to rozwiązać jakoś inaczej, nie zniszczyć wtedy drapaczy chmur, a precyzyjnymi atakami zlikwidować lub chociaż pojmać ówczesną władzę, która i tak nie miała niemal żadnej kontroli nad ludźmi na swoim terenie... Potrząsnął głową. Znów rozmarzył się, wpatrując w panoramiczne okno zastępujące jedną ze ścian jego biura w ocalałym wieżowcu. Na dodatek, oficerowie już kilka minut oczekiwali na rozkazy, a on wciąż milczał, wpatrując się w zniszczone budynki.


poniedziałek, 18 września 2017

Casus belli (tym razem naprawdę)



To się opublikuje automatycznie kilka godzin po ogłoszeniu wyników konkursu, ustawiam to 26.03.2017. Mam nadzieję, że miło się czekało ^^ 

Alad V. Błękitna, niemal całkowicie pokryta pełnym życia oceanem planeta. Jedna z niewielu, gdzie ludzie, wyrzekłszy się przynależności do Imperium Galaktycznego, żyją z nami w zgodzie. Nie ma tu wojen, pogromów, prześladowań, nie ma broni zdolnych do rozniesienia w pył połowy galaktyki – myślał  Ran’gho, podziwiając widok z pancernego okna w sali konferencyjnej. Na neutralnej stacji kosmicznej w kształcie obwarzanka rolę grawitacji spełniała siła odśrodkowa, więc okno, z perspektywy ziemskiego obserwatora znajdujące się na ścianie, w rzeczywistości otwierało widok na nieskończoną przestrzeń pod stopami obecnych w pomieszczeniu. Niektórzy, zwłaszcza nienawykli do podobnego wystroju wnętrz członkowie ziemskiej delegacji pokojowej, usilnie starali się nie spoglądać w dół.

niedziela, 26 marca 2017

Casus belli

Przed chwilą zaplanowałem posta na blogu. Opowiadanie "Casus belli", z którego jestem dumny. Na kiedy zaplanowałem? Osiemnasty września 2017, godzina 16.00. Bo to opowiadanie konkursowe, a właśnie w ten dzień jest ogłoszenie wyników. Miłego czekania ^^
Och dobra, tu jest fragmencik:

wtorek, 14 marca 2017

Związek z nieskończonością

Między artystą a jego dziełem istnieje nierozerwalna więź. Wkłada w nie pracę, poświęca swój bezcenny czas, składowymi powstałego tworu są też jego emocje, trud włożony w wykonanie, odciski na rękach, pot ściekający z czoła – oczywiście pot metaforyczny, nie każdy artysta to rzeźbiarz ciosający monumentalne głazy, ale skala wysiłku jest podobna.

niedziela, 26 lutego 2017

Makabreska


Gdy jak co wieczór biegała w parku na skraju miasta, jej uwagę zwrócił głośny szelest dobiegający z kępy zarośli rosnących tuż koło ścieżki. Szelest, a potem trzask, jakby łamanej gałęzi. Nie przerywając biegu wzruszyła ramionami. To tylko wiatr, albo jakieś zwierzę - pomyślała.

Kiedy z zarośli dobiegł ją głośniejszy niż wcześniej trzask, jej wytrenowany w wojsku słuch błyskawicznie rozpoznał odgłos strzału z broni pneumatycznej. Pierwszą  reakcją był odskok, byle dalej od toru lotu potencjalnie śmiercionośnego pocisku. Sekundę później usłyszała drugi trzask, a na prawej łydce, tuż pod kolanem poczuła  silne ukłucie. W momencie, gdy skierowała tam wzrok, świat zaczął zwalniać. Kształty rozmazywały się, a barwy mieszały. Strzałka ze środkiem usypiającym - zrozumiała przerażająco powoli. Kolorowe plamy, które widziała, stawały się coraz ciemniejsze… aż w końcu zapadła czerń.