Panorama Miasta nie jest już tak nowoczesna, za to zdecydowanie bardziej dramatyczna. Może to i dobrze, chociaż trochę szkoda centrum – rozmyślał generał. Gdyby tylko dało się to rozwiązać jakoś inaczej, nie zniszczyć wtedy drapaczy chmur, a precyzyjnymi atakami zlikwidować lub chociaż pojmać ówczesną władzę, która i tak nie miała niemal żadnej kontroli nad ludźmi na swoim terenie... Potrząsnął głową. Znów rozmarzył się, wpatrując w panoramiczne okno zastępujące jedną ze ścian jego biura w ocalałym wieżowcu. Na dodatek, oficerowie już kilka minut oczekiwali na rozkazy, a on wciąż milczał, wpatrując się w zniszczone budynki.
I must not fear. Fear is the mind-killer. Fear is the little-death that brings total obliteration. I will face my fear. I will permit it to pass over me and through me. And when it has gone past I will turn the inner eye to see its path. Where the fear has gone there will be nothing. Only I will remain.
niedziela, 24 września 2017
poniedziałek, 18 września 2017
Casus belli (tym razem naprawdę)
niedziela, 26 marca 2017
Casus belli
Och dobra, tu jest fragmencik:
wtorek, 14 marca 2017
Związek z nieskończonością
niedziela, 26 lutego 2017
Makabreska
Gdy jak co wieczór biegała w parku na skraju miasta, jej uwagę zwrócił głośny szelest dobiegający z kępy zarośli rosnących tuż koło ścieżki. Szelest, a potem trzask, jakby łamanej gałęzi. Nie przerywając biegu wzruszyła ramionami. To tylko wiatr, albo jakieś zwierzę - pomyślała.
Kiedy z zarośli dobiegł ją głośniejszy niż wcześniej trzask, jej wytrenowany w wojsku słuch błyskawicznie rozpoznał odgłos strzału z broni pneumatycznej. Pierwszą reakcją był odskok, byle dalej od toru lotu potencjalnie śmiercionośnego pocisku. Sekundę później usłyszała drugi trzask, a na prawej łydce, tuż pod kolanem poczuła silne ukłucie. W momencie, gdy skierowała tam wzrok, świat zaczął zwalniać. Kształty rozmazywały się, a barwy mieszały. Strzałka ze środkiem usypiającym - zrozumiała przerażająco powoli. Kolorowe plamy, które widziała, stawały się coraz ciemniejsze… aż w końcu zapadła czerń.
sobota, 11 lutego 2017
Kredą w kredo
sobota, 4 lutego 2017
Cybernetyfikacja - rozdział 3.
Pierwszą rzeczą, którą słyszę, jest jazgoczący budzik. Bez otwierania oczu sięgam ręką i wciskam przycisk na obudowie, ale uparty zegar nadal piszczy. Zirytowany chwytam go pewniej i rzucam o ścianę. Słyszę, jak uderza w nią i rozpryskuje się na części. Jedna z nich musiała uderzyć w protezę, ponieważ do moich uszu dochodzi też metaliczne dźwięknięcie. Powoli otwieram oczy. Najpierw widzę sufit, brudny i pokryty zaciekami. Podnoszę głowę i moim oczom w całej okazałości ukazuje się klita, którą od jakiegoś czasu przywykłem nazywać domem. Cztery metry kwadratowe, osiem sześciennych. Ociężale podnoszę się na jednej nodze i sprawdzam poziom symbiotyku. Dwanaście procent. Słabo, jeżeli nie załatwię więcej to już za kilka godzin wystąpią pierwsze objawy.
sobota, 14 stycznia 2017
Cybernetyfikacja - rozdział 2.
Oni mają wszystko, a my nic. Żyją sobie bezpiecznie pod energetyczną kopułą, nie znając chorób, wojen, głodu. – Gromki głos generała niósł się wśród szeregów żołnierzy. – Ale to się zmieni! Właśnie dziś pokażemy im, jak wygląda nasze życie! Przejdziemy granicę, zniszczymy bogate centrum, zrównamy nieznających trudu, rozpuszczonych bogaczy z nami, zwykłymi ludźmi! Jeśli oni nie chcą się dzielić błogosławieństwami technologii, nie potrafią wykrzesać z siebie nic aby pomóc ludziom po drugiej stronie granicy, to my ich do tego zmusimy!
niedziela, 8 stycznia 2017
Cybernetyfikacja – rozdział 1.
Dzwonienie starego, nakręcanego budzika wyrywa mnie ze snu. Wstaję powoli, starając się nie nadwyrężyć nogi w stabilizatorze ani złamanego niedawno ramienia. Na oślep macam szafkę nocną i znajduję swoje okulary. Dopiero po ich założeniu zaczynam widzieć coś więcej niż kilka rozmazanych, barwnych plam... a może raczej burych plam, bo w moim pokoju nie ma nic szczególnie kolorowego. Powoli ubieram się i schodzę po schodach na parter. Idę do kuchni i jem śniadanie. Jak zawsze, rodzice zostawili mi na stole gotowe kanapki zawinięte w folię, więc nie muszę nic robić. W moim obecnym stanie byłoby to zresztą dość trudne.
Cybernetyfikacja - wyjaśnienie
W każdym razie, piszę to już od jakiegoś czasu, ma to w obecnej chwili jakieś sześćdziesiąt tysięcy znaków na osiemnastu stronach A4 i w sumie mogę zacząć tu to wrzucać, rozdział po rozdziale.
Dlaczego nie wszystko na raz? Po pierwsze, ciężko byłoby to czytać, a jeszcze ciężej ogarnąć. Po drugie, w ten sposób ja sam będę sprawdzał to co napisałem, każdy rozdział, a uwierzcie mi – to konieczne, tekst nieprzetworzony może i ma swój urok, ale to jest mniej więcej urok tatara. Dobry, pod warunkiem że odpowiednio podany i trafi do konesera. Albo inaczej, stek wołowy. Wszyscy jedzą surowe w środku, ale nikt nie je całkowicie surowych.
Dobra, no to chyba by było na tyle jeśli chodzi o wyjaśnienia. Pierwszy rozdział już dzisiaj, kolejne w dniach następnych.
A, byłbym zapomniał. Co jakiś czas napiszę coś o pisaniu. Plusy, minusy, największe trudności, rozterki, to wszystko w ramach przerwy od reszty twórczości.